Andrzej Brzozowski

Pod koniec 1602 roku katolicy zamieszkujący Rzeczpospolitą, zwłaszcza z diecezji radomskiej i wileńskiej, mieli powody do radości. 7 listopada papież Klemens VIII wydał bullę potwierdzającą świętość królewicza Kazimierza Jagiellończyka. Kiedy dwa lata później otwarto grób kanonizowanego, znaleziono jego ciało w stanie nienaruszonym, mimo, że grób był wilgotny, a zwłoki spoczywały tam od 118 lat. Obecni przy ekshumacji poczuli także silną, ale przyjemną woń. Był to widomy znak świętości królewicza.

Przywieziona przez kanonika wileńskiego w 1604 roku bulla papieska nie była pierwszym dokumentem poświadczającym świętość drugiego syna króla Kazimierza Jagiellończyka. Starania o jego kanonizację wkrótce po śmierci w 1484 roku podjął jego brat Zygmunt, późniejszy król Zygmunt I Stary. Na początku 1520 roku na prośbę monarchy papież wysłał do Polski legata Zachariasza Ferreri, aby ten na miejscu zbadał dowody świętości kandydata na ołtarze. Gwałtowny rozkwit kultu królewicza wywarł ogromne wrażenie na papieskim wysłanniku, który pieczołowicie zbierał dokumenty oraz relacje świadków opisujące cuda, które miały miejsce za sprawą Kazimierza.

Jednym z pierwszych było, jak pisze Piotr Skarga w Żywotach świętych, przywrócenie do życia pewnej panny, która oddała ducha przy jego grobie, a następnie, dzięki modlitwie rodziców, ożyła. Cuda św. Kazimierza miały także szerszy, można rzec, międzypaństwowy wymiar. Oto w 1518 roku miał on zapewnić mniej licznym wojskom polsko-litewskim zwycięstwo nad Moskwąi pod Połockiem: w białym ubierze był widziany św. Kazimierz, przeprawę przez Dźwinę rzekę i bród woysku ukazujący temi słowy: Tedy za mną idźcie. Dalej Skarga opowiada, jak w kolejnym roku dzięki pomocy świętego wojska litewskie znowu pokonały o wiele liczniejsze oddziały moskiewskie (niemal wiek później wstawiennictwu św. Kazimierza przypisywano także zwycięstwa nad Szwedami w Inflantach: pod Kokenhauzen, Białym Kamieniem i Kircholmem). Wobec niezbitych dowodów legat papieski nie miał innego wyjścia, jak tylko pozytywnie zaopiniować kandydaturę. Napisał także jego pierwszy oficjalny żywot królewicza oraz przygotował teksty liturgiczne. Całą dokumentację dostarczył do Rzymu.

Zabiegi zakończyły się sukcesem w 1521 roku: papież Leon X wręczył bullę kanonizacyjną przebywającemu wówczas z dyplomatyczną misją w Rzymie biskupowi płockiemu Erazmowi Ciołkowi. Jednak dokument ten do Polski nie dotarł, gdyż Ciołek zmarł nagle w 1522 roku tuż przed planowanym wyjazdem do kraju, a jego rzeczy osobiste oraz bulla zaginęły. Istnieje również hipoteza, że papież nie zakończył procesu kanonizacyjnego (zmarł w 1521 roku) i bulla nigdy nie powstała. Na domiar złego, zapewne podczas sławnego Sacco di Roma – spustoszenia Rzymu przez wojska francuskie – w 1527 roku, zniszczeniu uległy relacje zebrane przez Ferrieriego.

Na dokończenie procesu kanonizacyjnego przyszło czekać ponad 80 lat. Przez ten czas papiestwo zajęte było walką z reformacją i „bezbożnymi” prądami renesansu. W 1602 roku na skutek starań Zygmunta III Wazy papież Klemens VIII – wedle oficjalnej wersji w oparciu o odnalezione w watykańskim archiwum odpisy dokumentów z czasów Leona X – wystawił wspomnianą bullę, którą do Wilna przywiózł kanonik Grzegorz Święcicki. Uroczystości kanonizacyjne odbyły się w wileńskiej katedrze w maju 1604 roku, w 120. rocznicę śmierci św. Kazimierza, który od tej pory stał się oficjalnym patronem Polski i Litwy.

Blaskiem korony polskiej gardzący

Litanie do świętych to modlitwy szczególne, gdyż odnoszą się do postaci, które – niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w ich świętość, czy nie – żyły w określonym czasie, przestrzeni i społeczeństwie, wywierając na nie znaczący wpływ. A zatem wywierając także wpływ na historię. Oprócz próśb o wstawiennictwo u Boga i zwrotów pochwalnych zawierają one informacje – mniej lub bardziej czytelne – odnoszące się do osoby świętego, jego cech i dokonań. Litania do św. Kazimierza idzie drogą wytyczoną przez jego hagiografów, sławiąc go za ubóstwo (co szczególnie chwalebne, gdyż pochodził z królewskiego rodu), czystość oraz żarliwość religijną przejawiającą się nie tylko w praktykach modlitewnych, ale także w czynnej walce.

Jednak za szczególnie intrygujący należy uznać zwrot: Święty Kazimierzu, blaskiem korony polskiej gardzący. Na pierwszy rzut oka wyraźnie on bowiem kłóci się z inwokacjami: Patronie narodu polskiego oraz ziemskiej ojczyzny twojej pobożny miłośniku i obrońco. Można zapytać: jak było naprawdę? Gardził czy miłował swoją ojczyznę?

Wygląda na to, że Kazimierz przedkładał oddanie Bogu nad majestat królewski, rezygnując z ziemskich zaszczytów na rzecz chwały wiecznej. Tak przedstawiają sprawę autorzy licznych żywotów św. Kazimierza, w tym wspomniany Piotr Skarga: Mocniey mię bowiem wzruszy Król, świeckie swoje królestwo dla naśladowania Chrystusa, dla łacnieyszego zbawienia swego porzucający, niźli Ubogi do Chrystusa się cisnący.

Pytanie, czy królewicz rzeczywiście stanął przed takim wyborem.

Kazimierz urodził się 3 października 1458 roku jako drugi syn Kazimierza Jagiellończyka. Był drugi w kolejce do tronu polskiego. W 1471 roku jego starszy brat Władysław został królem Czech. W tym samym mniej więcej czasie na Węgrzech wybuchł bunt przeciwko królowi Maciejowi Korwinowi. Niechętni mu możnowładcy zaprosili na tron Kazimierza. Miał on wówczas zaledwie 13 lat i trudno przypuszczać, by samodzielnie podjął decyzję o przyjęciu bądź odrzuceniu intratnej propozycji. Jednak cechą przyszłych świętych jest nadzwyczajna roztropność, a już jego pierwszy nauczyciel Jan Długosz podkreślał, że młodzieńca tak szlachetnego, tak rzadkich zdolności i niepospolitej nauki raczej dla ojczystej ziemi zachować, niż go oddać obcym. Kronikarz pod rokiem 1471 jednakże notuje: Lud czeski [...] ze wstrętem odrzuciwszy króla węgierskiego jako znanego ze srogości i obmierzłego ciemięzcę, [...]całe owo sejmujących koło [...]Władysława, najstarszego syna króla Kazimierza, czeskim królem obrało i wykrzyknęło. [...]Królewicz Kazimierz, na prośbę senatu węgierskiego, który znienawidził tyranię króla Macieja, zostaje wysłany z wojskiem na Węgry.

A zatem: zostaje wysłany, choć z całą pewnością wyprawę tę postrzega jako okazję do pójścia w ślady stryja Władysława Warneńczyka, którego chwalebny przykład wskazywał mu nauczyciel Jan Długosz. Jednak wyprawa zakończyła się niepowodzeniem. Król Maciej ani myślał ułatwiać Jagiellonom realizację polityki dynastycznej, a po przybyciu pod stołeczną Budę okazało się, że roztaczane przez wysłanników węgierskiej opozycji wizje powszechnego poparcia dla Kazimierza były grubo przesadzone. Piewcy jego świętości pisali później o niechęci do przelewu krwi chrześcijańskiej jako przyczynie odwrotu królewicza. Wydaje się jednak, że była ona bardziej prozaiczna. Na skutek braku pomocy Węgrów, zdecydowanej postawy Macieja Korwina oraz trudności z opłaceniem wojsk najemnych, Kazimierz musiał się wycofać do Polski. O tym, że miał zakusy na koronę św. Stefana oraz polską, świadczą przypisywane mu słowa: celem moim było zjednoczenie Węgier z Polską, a nie wywołanie bratobójczej krwawej walki wewnętrznej.

Problematyczna była zresztą już sama obecność trzynastoletniego następcy tronu na niebezpiecznej i dalekiej wyprawie. Spory panów polskich dotyczyły nie tyle tego, czy skorzystać z węgierskiego zaproszenia, ale czy wysyłać Kazimierza wraz z wojskiem. Ostatecznie przeważyły racje propagandowe. Z politycznej kalkulacji wyszło, że korzystniej będzie pokazać Węgrom nowego króla.

Do porzucenia – tymczasowo – przez Jagiellonów kierunku węgierskiego przyczyniła się również interwencja papieża Sykstusa IV, który próbował wskrzesić ideę krucjat i zjednoczyć chrześcijańską Europę do walki z Turkami. Wenecki poseł Ambrosio Contarini, który w 1474 roku spotkał się z Jagiellończykiem i jego synami (później porównał ich do pięknych aniołów, zwłaszcza Kazimierza, który rozmawiał szczególnie rozumnie) przybył na zamek lubelski w sprawie zawiązania koalicji antytureckiej.

Rozczarowanie nieudaną ekspedycją na Węgry nie przesądziło o wyborze przez królewicza sukienki duchownej. Wprawdzie 12 sierpnia 1472 roku przystąpił on do konfraterni zakonu Paulinów, ale wraz z nim przyjęto do zgromadzenia całą rodzinę królewską. Następnie Jagiellonowie udali się z pielgrzymką na Jasną Górę, co uwiecznił Tomasz Dolabella na obrazie Komunia Jagiellonów.

Ponieważ pierworodny syn Jagiellończyka sprawował rządy w Czechach, Kazimierz brał czynny udział w życiu politycznym u boku ojca i sposobił się do odziedziczenia tronu. Wbrew temu, co sugerują hagiografowie, modlitwy nie zajmowały mu całego czasu. Przeciwnie – uczestniczył w audiencjach zagranicznych poselstw, towarzyszył królowi podczas sejmów, a w 1476 roku udał się z ojcem do Malborka, gdzie zrobił duże wrażenie roztropnością i elokwencją.

Gdy Radom był stolicą Polski

Lokowany na przełomie XIII i XIV wieku Radom z racji korzystnego położenia na granicy Mazowsza i Małopolski już od czasów piastowskich pełnił ważne funkcje administracyjne. Największy rozkwit miasta przypada na okres jagielloński. Zamek radomski był przystankiem dla władców podróżujących między Krakowem a Wilnem i świadkiem ważnych wydarzeń politycznych. W 1401 roku podpisano tam akt unii wileńsko-radomskiej, potwierdzającej układ w Krewie, w 1469 roku poselstwo czeskie składało tu propozycję korony dla Władysława, a w 1474 roku wysłannicy bawarskiego księcia Jerzego zabiegali o rękę siostry królewicza Jadwigi (zaręczyny per procura odbyły się w radomskim kościele farnym). O randze Radomia świadczy także to, że to właśnie tutaj uchwalono w 1505 roku fundamentalny dla ustroju Rzeczypospolitej dokument – konstytucję Nihil novi.

Przyszły święty był silnie związany z tym miastem. W 1458 roku jego ojciec w podzięce za szczęśliwe narodziny drugiego syna ufundował tu kościół (pod wezwaniem św. Katarzyny, obecnie bernardyński). Tutaj także odebrał wykształcenie pod okiem Jana Długosza i Kallimacha.

W 1481 roku król udał się na Litwę. W jego zastępstwie rządy namiestnicze w Królestwie Polskim sprawował królewicz Kazimierz, rezydujący na radomskim zamku. Na dwa lata miasto stało się więc nieoficjalną stolicą kraju. Wszystkie świadectwa tego okresu wychwalają mądrość i dojrzałość rządów królewicza, który używał skromnego tytułu secundogenitus Regis Poloniae.

Jesienią 1481 roku dwór polski podjął starania o wyswatanie dla Kazimierza Kingi Habsburżanki, córki cesarza Fryderyka III. Jednak małżeństwo nie doszło do skutku. Za powód podaje się często brak entuzjazmu królewicza, który podobno złożył śluby czystości (tę cechę chętnie wychwalają hagiografowie), jednak gdyby poważnie myślał on o koronie polskiej, musiałby ze ślubów zrezygnować, by zapewnić ciągłość dynastii. Najbardziej prawdopodobną przeszkodą w zawarciu tego związku była choroba przyszłego świętego, który cierpiał na ataki suchot, co można uznać za początki gruźlicy. Aby zapewnić synowi zdrowsze powietrze, w 1483 roku król Kazimierz wezwał go na Litwę. Spełnił tym samym prośby Litwinów, którzy od co najmniej pięciu lat nalegali na przysłanie królewicza, by wprawiał się także w rządzeniu wielkim księstwem. Król długo się przed tym wzbraniał, jednak ostatecznie ustąpił.

Po przybyciu do Wilna królewicz Kazimierz początkowo pełnił funkcję królewskiego podkanclerzego, jednak trapiony chorobą zrezygnował z urzędu. Oddał się modlitwom i działalności dobroczynnej, która przeszła potem do legendy i zyskała mu miano obrońcy ubogich. W końcu jednak choroba go zmogła. zmarł 4 marca 1484 roku na zamku w Grodnie, w wieku zaledwie 26 lat. Dzień ten został później wpisany do kalendarza liturgicznego jako święto Kazimierza, patrona Polski i Litwy. Szczególnie uroczyście obchodzi się go w Wilnie i Radomiu. Na Litwie dzień św. Kazimierza to słynne Kaziuki, gdy sprzedaje się obwarzanki, pierniki i palmy. W 1983 roku Jan Paweł II ustanowił św. Kazimierza patronem Radomia, a w 1992 całej diecezji radomskiej.

Przeznaczony do świętości

Filippo Buonacorsi (Kallimach), wychwalając zalety swego wychowanka, napisał o św. Kazimierzu: powinien się nie narodzić, albo pozostać wiecznym. Nazywał go divus adolescens, boski młodzieniec. Zatem dostrzegał znamiona świętości następcy tronu od niemalże początków jego życia. Ale na żywot św. Kazimierza można spojrzeć inaczej. Do kariery duchownej był przewidywany raczej jego młodszy Fryderyk. W 1493 roku został arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem, a papież Aleksander VI mianował go kardynałem. Jednak trzeci syn Kazimierza Jagiellończyka znany był zamiłowania do uciech doczesnych, nie stronił od ucztowania i romansów. Zadatków na ołtarze nie miał. Natomiast Jagiellonowie mieli ambicję posiadania w rodzie świętego, jak przystało każdej liczącej się dynastii królewskiej. Na dodatek wciąż jeszcze byli gdzieniegdzie postrzegani jako neofici, ochrzczeni niespełna sto lat wcześniej. Małżeństwo Jagiełły ze Jadwigą, późniejszą świętą, nie wystarczało. Władysław Jagiełło świętym nie mógł zostać z racji tego, że urodził się poganinem i pognębił Krzyżaków pod Grunwaldem. Władysław III Warneńczyk co prawda zginął za wiarę, ale w młodym wieku i dość niejasnych okolicznościach, Kazimierz Jagiellończyk stale prowadził zmagania z zakonem krzyżackim. Dlatego najlepszym kandydatem był królewicz Kazimierz – skromny, wykształcony, a przy tym opromieniony opinią miłosiernego i sprawiedliwego, zmarły młodo i w stanie bezżennym.

Szansa na kanonizację była duża, a czas – wydawało się – sprzyjający. Rosła bowiem potęga i wpływy Jagiellonów w Europie, która potrzebowała jedności, by obronić się przed ekspansją turecką. A to z kolei wzmacniało papieską przychylność dla dynastii. Jednak polityczne zawirowania sprawiły, że niemal wiek minął, nim Kazimierz został kanonizowany. Czasy były już nieco inne, ale wzorce osobowe i święci, u których można szukać wsparcia, zawsze są w cenie.

Andrzej Brzozowski, historyk mediewista, redaktor naczelny miesięcznika „Pamięć.pl”


Licencja Creative Commons
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.